Wednesday 30 March 2011







Opublikowane 29.01.2011








Król jest nagi (King's Speech / Jak Zostać Królem)


W końcu 12 nominacji... Duh!
Jedynym pytaniem przed wybraniem się do kina było: "Czy ten film może nas w najmniejszy sposób zainteresować?". Po pierwsze: obraz opowiada o jąkającym się przyszłym królu, przezwyciężającym tę kompromitującą przypadłość dzięki logopedzie (nie za ciekawe). Po drugie: doceniamy warsztat Colina Firtha, ale wielkimi fanami nie jesteśmy. Po trzecie: reżyser Tom Hooper to typowo telewizyjna bestia (połowę życia spędził pracując dla BBC) - a swoje reżyserskie zęby ostrzył, między innymi, na "Eastenders" - takim angielskim "Klanie". Chyba wystarczy - dodajcie jeszcze prawie dwie godziny samego gadania - by skutecznie zniechęcić - przynajmniej - typowego redaktora dadaniusa. Ale zobaczcie tutaj - ile nagród otrzymał ten film, dorzućcie 12 nominacji do Oskarów (wszystkie najważniejsze kategorie) i z tego niepozornego filmu robi się gigant.

Fajne pianinko na początek
Zaczyna się bardzo obiecująco. Książe Albery (Firth) daje duże przemówienie, transmitowane przez radio na cały świat, podczas Królewskiej Ekspozycji w 1925 roku i... kończy się katastrofą. Jąkający się książę z trudem wypowiada parę słów, po czym zawiesza się w zawstydzającym dukaniu powodując konsternację tysięcy ludzi na stadionie i przed radioodbiornikami. Colin Firth jest rewelacyjny, dzięki czemu scena jest bardzo mocna, a my razem z przyszłym monarchą chcemy zapaść się pod ziemię. Następne trzydzieści minut fascynuje: Albert udaje się do logopedy Lionela Logue (bardzo dobry Geoffrey Rush) i poddaje się terapii (nauce?), która pozwoli mu pokonać jąkanie. Relacja dumnego Alberta z bezpośrednim terapeutą aż iskrzy. Jest koncertowo!

A potem zieeew...
Od momentu, jak śledzimy losy tronu Wielkiej Brytanii (po śmierci króla), który w końcu przypadnie Albertowi, film zmienia się w pompatyczną paradę eksąląnsji i zadartego nosa - i żeby was nie oszukiwać - zanudził nas na śmierć. Lubimy i interesujemy się historią, ale wypudrowany i krystaliczny obraz królewskiej rodziny i politycznego kierownictwa UK, na kilka lat przed wybuchem drugiej wojny światowej, jest mdły i sztuczny.

Telewizja rulez
Film jest telewizyjny. Nie ma w nim wielkich, zapierających dech w piersiach plenerów. Jest dużo małych pomieszczeń, a sama kamera trzyma się cały czas blisko bohaterów. Nie jest to w żadnym wypadku zarzut dla samej koncepcji, ale gdyby zdjęcia były lepiej zrealizowane (nie ma tam iskry bożej), film zadziałałby na nas znacznie mocniej, a tak -  czegoś nam ciągle brakowało.

P... p... pom... pompatyczny
Na koniec filmu mamy ciekawą i dobrze zrealizowaną scenę przemówienia - już króla - Jerzego VI ogłaszającego wypowiedzenie wojny Niemcom przez Anglię ( 3-go września 1939). Scenę, która trochę rekompensuje poprzednią arystokratyczną godzinę. Chociaż z dzisiejszej perspektywy, kiedy co chwilę w Europie i na świecie dochodzi do społecznych buntów, obrazki ludu wpatrzonego z nabożeństwem w głośnik radia i chwytającego ze łzami w oczach każde słowo króla, wydają się zamierzchłym reliktem dawnego świata. I oby nigdy się nie powtórzyły.

0 comments:

Post a Comment

Archiwalia

Powered by Blogger.