Wednesday 30 March 2011

,

Film Dnia - The Green Hornet








Opublikowane 18.01.2011

 

 

 

 

    

 

Zamaskowany Vigilante (The Green Hornet)


A gdzie Ryan Reynolds?
Mieliśmy tzw. „moment seniora”.  Po obejrzeniu godziny filmu, wciąż czekaliśmy, aż na ekranie pojawi się Ryan Reynolds (tak jak w jednej scenie z „Euro Trip”: - Oglądałem gejowskie porno. Zorientowałem się dopiero w połowie. Dziewczyny nigdy się nie pojawiły!).  Nie przypuszczaliśmy, że w jednym roku mogą mieć premierę (w odstępie paru miesięcy), aż dwa filmy o superbohaterach z „green” w tytule i najzwyczajniej w świecie pomyliliśmy „Green Hornet” z „Green Lantern” (wchodzi do kin w czerwcu). Dobrze, że recenzje piszemy po obejrzeniu filmu. Pheeew...  Jak udowadnia powyższa pomyłka, nie nudzi się temat superbohaterów w Hollywood. A zamiast Ryana dostaliśmy Setha Rogena.

Z czym podaje się zielone szerszenie?
Na pewno imię reżysera – Michael Gondry, który wyreżyserował jeden z naszych ulubionych filmów „Eternal Sunshine of the Spotless Mind” – zadziałało na nas zachęcająco. Co prawda „Green Hornet” jest bardziej w klimatach „Kick-Ass” czy „Scott Pilgrim vs. The World” niż powiedzmy „Wachmen” (albo „Dark Knight”). Mamy do czynienia z miksem lekkiego humoru i prawdziwych trupów; nic za bardzo na poważnie, ale też nie za dużo parodii. Troszkę rozczarował nas Seth Rogen-Britt Reid  (którego bardzo lubimy), który w każdej scenie zbyt nachalnie chce zwrócić na siebie uwagę (ciut psuje to odbiór filmu). Doświadczenie Gondry'ego w kręceniu teledysków widać na każdym kroku, ale ma on swój specyficzny styl, który dodał dużo klasy temu obrazowi. A jak fabuła?

Bogate dziecko zostaje bohaterem z chęci odegrania się za tłamszenie własnych ambicji przez autorytarnego ojca
Oto co powinniście wiedzieć o tle psychologicznym tego dzieła. Ojca Britta Reida ginie w tajemniczych okolicznościach (był wydawcą gazety "The Daily Sentinel", a został użądlony przez pszczołę). W wyniku braku dobrej porannej kawy, główny bohater poznaje Kato (Jay Chou) - chińskiego pochodzenia służącego, a w wolnym czasie genialnego konstruktora i mistrza walk wschodnich i wszelakich (posiada nawet umiejętność „bullet time”). Razem dość przypadkiem postanawiają zostać bohaterami i tak fabuła się rozwija i biegnie dalej. Ich głównym wrogiem jest Benjamin Chudnofsky (gra go Christoph Waltz - genialna rola w "Inglourious Basterds"). A na okrasę dostajemy jeszcze robiącą co swoje Cameron Diaz (jako sekretarka Reida). 
Rozwałka rulez!
Wydaje nam się, że przy końcówce reżyser się pogubił. Dwie sceny demolki (walka Reida z Kato oraz finałowa potyczka, która  zaczyna się w restauracji, kontynuuje na ulicach LA i ma finał  w siedzibie „The Daily Sentinel”) są wydłużone do granic absurdu i najzwyczajniej znudziły nas w połowie. Nie za bardzo rozumiemy jaki miał być pożytek z tego zabiegu – ironiczny komentarz do innych filmów akcji? Raczej nieudany. 

Kiedy byliśmy młodzi
„Green Hornet” to taka rozrywkowa średniawka. Udane sceny walk, dużo wybuchających na całym ekranie rzeczy i bohaterowie, których da się lubić, słowem - niedzielna rozrywka. Po współpracy Gontry'ego z Rogenem spodziewaliśmy się czegoś znacznie smaczniejszego. Dla młodszych kinomanów będzie to jednak dobra pozycja. Z tą świadomością i z lekkim żalem, że takie filmy nie podnoszą nam już temperatury, mówimy - aloha!. 


Komediowy Oddech:
55min - Britt Reid dostaje nową zabawkę, wielką gazową giwerę i strzela sobie od razu twarz. Budzi się po... 11 dniach

0 comments:

Post a Comment

Archiwalia

Powered by Blogger.