Tuesday 29 March 2011








Opublikowane 5.01.2011











Urodzony w czepku
Znacie Kanye West? Może słyszeliście o nim, jak wdarł się na scenę MTV VMA przerywając przemówienie laureatki Taylor Swift mówiąc, że to Beyonce powinna wygrać - (link)  (hej, wcześniej uczynił tak samo podczas europejskiej ceremonii MTV, tym razem był adwokatem samego siebie)?  Lub też podobał wam się utwór "Diamonds From Sierra Leone" - kliknij? Może słyszeliście jak podczas programu na rzecz ofiar huraganu Katherina (USA) powiedział na wizji, że George Bush nie dba o czarnych obywateli - warto!!?  (Kurcze, może jesteście wielkimi fanami?) Jeśli nie muzycznie, to na pewno medialnie Kanye potrafi o siebie zadbać. A zerkając na recepcje (zwłaszcza tak zwanych krytyków) jego albumów, ktoś mógłby pomyśleć, że "pudelkowanie" mu niepotrzebne.

10/10? O'rly?!
Nie będę ukrywał, że do wstawienia tego albumu do dadaniusa, nakłonił mnie wielce szanowany (wypowiedzcie to z nutką sarkazmu) serwis pitchforkmedia.com, który dał mu dychę. Dawanie dup...  eee dychy, zdarza się się piczforkowcom tak rzadko (dawanie tego pierwszego bardzo często; patrz powód tego posta dla przykładu), że jak  zobaczyłem, to o mało co nie zakrztusiłem się preclem (prawie jak znany polityk kiedyś). No ale zachowajmy spokój i powoli wypowiedzmy następujące słowa: album jest przeciętny. Album jest przeciętny. Album jest przeciętny. Wdech. Wydech. I jak lepiej? Nie jest mizerny, ale do choćby dobrego, wiele mu brakuje.

Gather Around Children, Zip It! Listen!
Można słuchać tego albumu wiele razy i wmawiać sobie, jak genialnym genialnym jest wykorzystanie King Crimson czy Black Sabbath na płycie (spokojnie - sampli). Ale nie zmieni to faktu, że taki "Power"(gdzie słychać King Crimson) nie unosi w niebiosa, a taki "Gorgeous" po zaledwie kilku przesłuchaniach, zamienia się w nudne, jednostajne ględzenie. Można oczarować się muzykalnością "Runaway", ale nie zmieni to faktu, że jest to najlepszy numer na płycie, bijący resztę poziomem o głowę. Naturalnie - jest to pierwszy singiel.  Na tle tegorocznych wykonawców tak zwanej "czarnej muzyki", płyta ta na pewno się wyróżnia, ale powód może być tylko jeden: w tym roku czarne rytmy raczej jadą w dół, niż pną się w górę swoim poziomem. (Nie wiem zresztą, czy nie lepszą od "Dark Fantasy" płytą w 2010 nie jest chociażby debiut Janelle Monae).

Proszę Ciut Krócej Z Tyłu
Niewybaczalnym grzechem "Dark Fantasy" jest jej długość. Niektóre utwory zakrawają dla mnie na muzyczną masturbację.  Kto wytrzyma na "Blame Game" do końca, niech przybije ze sobą ziomalską piątkę, a prawie siedemdziesiąt minut muzyki serwowanej przez Kanye, to z pewnością pomysł ciemny i pokręcony...

Chwila refleksji
Dałem tej płycie, więcej czasu niż innym, na rozwinięcie skrzydeł. Przy codziennym zalewie kulturalnym wszelakich gatunków sztuki, jest to grzech niewybaczalny (pierwsze przekazanie - nie trać czasu na śmieci!). Brałem na imprezy, by posłuchać jej w innych warunkach, pisałem przy niej, piłem i nawet wrzuciłem ją do przenośnego odtwarzacza. Ostały się tylko dwa kawałki (patrz niżej). Marnie.



DO POSŁUCHANIA:

Na pewno: 09 - Runaway (Ft. Pusha T)


Dla wytrwałych: 01 - Dark Fantasy

0 comments:

Post a Comment

Archiwalia

Powered by Blogger.