Thursday 3 March 2011





Jak to ładnie ktoś nazwał - Mariachi Rock powraca.








Dewoci nadchodzą
To piata płyta amerykańskiego zespołu z Denver jeśli dobrze pamiętamy.  Może kojarzycie ten zespół – jego kawałki z poprzedniej płyty można było usłyszeć w radio (Trójka puszczała je całkiem odważnie) i dwa z nich trafiły na naszą playlistę - i całkiem nieźle sobie radziły. Nawet na imprezach panie się uśmiechały jak Devotchka zagrała. Więc nie było najgorzej.  Ale przejdźmy do konkretów. 

Viva Latino!
Przyzwyczajeni jesteśmy do dewotycznych latynosko-wschodnioeuropejsko-greckich rytmów oraz melodii - i w każdym kawałku je dostajemy. Coś w podobie Beirutu (tylko, że tam mamy do czynienia z meksykańską muzyka pogrzebną). Podobało nam się parę kawałków (do posłuchania na dole), ale jest zbyt wąsko stylistycznie, by podnieść nam temperaturę.

Wokal
Nam się podobał, lecz wielu uzna go za zbyt histeryczny. Taki płaczący Win Butler z Arcade Fire. 

Po paru dniach słuchania:
Główny grzech to brak pomysłów.  Bo tak: melodie ładne, aranżacje ładne i wszystko jakoś fajnie się zazębia, ale jak zaczyna się zazębiać tak samo po pięciu kawałkach, to mieliśmy serdecznie dość. A wysłuchać tej płyty kilka razy pod rząd jest sztuką. 

Coś ładnego z numerem 12:
Trochę oddechu łapiemy na koniec, kiedy to panowie serwują nam całkiem  ładny kawałek instrumentalny.  



DO POSŁUCHANIA:

Na pewno: 02 - All the Sand In All the Sea




Dla wytrwałych: 11 - Contrabanda




A na singiel wybrali: 03 - Other 100 Lovers

0 comments:

Post a Comment

Archiwalia

Powered by Blogger.