Thursday 10 March 2011






















„Take Me Back”
Spodziewajcie się sentymentalnej podróży do lat 90-tych i klimatu ówczesnego brit-popu oraz dalej w tył – do czasów Beatelsów i Johna Lennona. To jest esencja tej płyty. Widocznie Liam może pisać takich kawałków od liku (i jest to z pewnością pewne osiągnięcie), ale niestety poziom - w porywach - jest co najwyżej średni. 

Dobry stary brat Liam
Nie ma na tej płycie żadnych niespodzianek. Jeśli lubiłeś Oasis to znajdziesz na niej zgrabnego „Rollera” albo balladowego „Kill For A Dream”. Reszta to spełnianie marzenia Liama by grać jak the Beatles. Produkcja, komponowanie, nawet gitary brzmią tak samo.  

Być jak John Lennon
Nie sposób nie wytknąć  wokalom, że Liam chce czasami śpiewać bardziej lennonowsko niż sam John. W większości kawałków wychodzi to na minus, ale czasami potrafi miło zażreć – „Bring The Light”.

Cappo di tutti capi
Trzynasty, ostatni kawałek wyróżnia się zdecydowanie z całego albumu. Tylko on zostanie z nami na dłużej. 

Za dużo cukru w cukrze
Jak na nasze gusta – ubitelsowienie materiału jest za mocne i po prostu ma się tego dość po kilku kawałkach. Zwłaszcza, że nie ma szans na zbliżenie się poziomem do oryginału. Nawet spoglądając na ten album jako formę hołdu – wybaczcie, ale ubranko jest za krótkie. Rozumiemy, że panowie nic już nie muszą. My tez nie musimy tego słuchać.



DO POSŁUCHANIA:

Na pewno: 13 The Morning Son

Dla wytrwalych: 06 Bring The Light

0 comments:

Post a Comment

Archiwalia

Powered by Blogger.