Tuesday 6 December 2011






10 lat i siedem albumów. Tempo mają ostre. Szkoda, że zżeranie własnego ogona nie może być ciekawsze. Dla nas porażka.











Jeśli produkuje się piosenki z szybkością jaką chińscy niewolnicy Apple'a składają iPhony, w którymś momencie musi ulecieć dusza. I może jeszcze definitywnie nie możemy stwierdzić czy Czarne Klucze już "jumping the shark", czy jeszcze potrzebują jednego albumu, ale koniec jest bliski.

Początek jest świetny, otwierająca płytę kompozycja "Lonely Boy" powinna być wam znana, bo to hicior co się zowie, następna "Dead And Gone" też całkiem milo łaskocze ucho - i to by było na tyle. Dalej jest powtarzanie schematów i melodii (taki "Hell Of A Season" nieprzyjemnie pachnie plagiatem otwierającego kawałka), a nam robiło się niedobrze po kolejnych ame-rockowych piosenkach. Mamy dosyć gitarowego grania w wykonaniu tych panów.

Jeśli po całym dniu pracy McDonaldzie wracacie o domu i jecie na kolacje podwójnego McChickena z frytkami to płyta dla was. My chcemy mieć zdrowy poziom cholesterolu.


DO POSŁUCHANIA:


Na pewno: 01 - Lonely Boy:


Dla wytrwałych: 02 - Dead And Gone:


0 comments:

Post a Comment

Archiwalia

Powered by Blogger.