Tuesday 22 March 2011









Niskobudżetowy kryminał ze znaną obsadą. Całkiem, całkiem.














Romans o cunt tyłka (Londyński Bulwar / London Boulevard)


Bulwar gwiazd 
Zapowiadało się całkiem ciekawie, a wyszło jak zwykle. Czyli średnio na jeża. „Londyński Bulwar” to połączenie taniego romansu (chodzi nam o harlequinowską tandetę) oraz całkiem zgrabnego kryminału. Wraz z przeciętnym Colinem Ferrellem (co i tak wystarczyło by poniósł film na swoich barkach), wiecznym gangsterem Ray'em Winstonem oraz najmniej przekonującą Keirą Knightley. A jeszcze mamy Annę Friel (jako friewolna siostra Farrella) i świetnego Davida Thewlisa jako wiecznie ujaranego aktorzynę, mieszkającego u Keiry.

Sensacja
Wątek kryminalny to stara jak świat opowieść o gangsterze, który po wyjściu z paki nie chce wracać na przestępcza ścieżkę (a raczej nie chce znów zabijać), jednak jego umiejętności i renoma nie dadzą mu spokoju. Gruba ryba chce mieć go w swoich szeregach, ale Mitchell (Farrell) odmawia. Resztę zobaczcie sami, bo sensacyjna strona filmu jest godna polecenia. Akcja jest wartka (trochę kłania się styl Ritchie’go i jego „Przekrętu”), postacie zgrabnie nakreślone (pamięta się właściwie twarze każdej ekranowej postaci), dialogi niezłe i mimo, że dużo mamy krwi i przemocy – nie wywracają one żołądka do góry. Mamy też wysokoprocentową zawartość słowa „cunt” w scenariuszu - jak to u Brytyjczyków.

Romans
Można byłoby wywalić cały ten wątek i film nic by nie stracił. Miłosne emocje między Farrellem a Knightley nie są ani wiarygodne, ani ciekawe. Kira to wielka gwiazda, ukrywająca się ciągle przed Ratzingerem uhmmm.. tzn. paparazzi. Mitchell zostaje jej „ochroniarzem/szoferem/pomocnikiem”  i w końcu „to” robią. Wiecie, taka historia gnojowego (czy stajennego) i księżniczki. 

Prawie finał
Co najzabawniejsze, gdzieś wyczytaliśmy, że gangsterskie problemy zagrożą celebrytce. A tu z wielkiej chmury mały deszczyk. Porcelanowa Kira ani razu nie była w niebezpieczeństwie. DUŻY minus. Jeśli już przeplatają miłość z kryminałem, to jakiś finał z ratowaniem ukochanej z rąk mafioza się należy. Na dachu wieżowca najlepiej... A tu nic.

Finał
Tak sobie żartujemy z konwencji, a film kończy się zupełnie inaczej. Wyczuliśmy jakieś 10 min przed końcem, że będzie to "inny" finał, ale i tak zostaliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni. Warto sprawdzić!

I tyle
Na pewno nie warto iść na to do kina, ale jako wieczorna alternatywa dla telewizyjnych ramówek sprawdzi się jak najbardziej. Bo dobrze sie to ogląda. Solidna: 


0 comments:

Post a Comment

Archiwalia

Powered by Blogger.