Tuesday 1 March 2011





Powieść dla nastolatków stała się filmem. Dla nastolatków.









Kosmici Chcą Nasze Kobiety (I Am Number Four / Jestem Numerem Cztery)

Śliczni jak z obrazka
Przez długi czas myśleliśmy, że oglądamy wydłużony odcinek „Dawson’s Creek”. Wszyscy tacy piękni, wysportowani i nienagannie wystylizowani. I w sumie nie bardzo się pomyliliśmy. Bo to taki film dla nastolatków - tyle że o kosmitach.

O fajna muza
Jeśli jesteście muzycznie świadomi jak my w dadaniusie, to pierwsze trzy kawałki wzbudzą w was uśmiech. Mamy bowiem Kings Of Leon, potem The Black Keys i wreszcie Adele, którą geniusze od „bycia na czasie”  podłożyli pod obraz super laski wysadzającej w drobny mak jakiś budynek. Brawo za wyczucie.

Są między nami
Historia jest prosta. Główny bohater jest kosmitą, którego ścigają źli kosmici. Poza nim na ziemi schronienie znalazło paru innych - ściganych. Trzech złe bestie z matplanety zdołały już ukatrupić, a on jest następny w kolei. Gdy sytuacja zaczyna robić się zbyt gorąca, po prostu zmienia wraz ze swoim opiekunem miejsce i tożsamość. Trafia do jakiegoś małego miasteczka, gdzie zakochuje się w „american beauty” i jak już się domyślacie - będzie to miejsce gdzie wszytko się wydarzy. 



Alien w liceum
Oto więc mamy kolejna wariację na temat amerykańskiego high school – tym razem z obcym w środku. I do cholery, mamy znów i brutali-futbolistów, i nerda któremu nasz alien pomaga i wspomnianą piękność, która ma strasznie wyszukaną pasję – fotografię. I uwierzcie nam  - scena z rozgryzaniem jej skomplikowanej psychiki, gdy główny bohater ogląda jej zdjęcia, wymiata. Wymiata płytkością i jest głupiutka jak większość amerykańskich cheerleaderek. No ale to jeszcze nie wszystko. 

NWO, terroryści i Daniken
Niestety pogubiliśmy się w pewnym momencie. Bo pojawia się nagle numer sześć (to ta super blondi wysadzająca domy w rytm „Rolling in the Deep”), na ekranie mamy totalną rozpierduchę (dosłownie  - stadion futbolowy zostaje zmieciony z ziemi), źli alieni wyparowywują z szybkością półtora na jedną gołotę, pojawiają się jakieś mutanty (nawet nasz piesek zmienia się w dwutonową bestię w naszej obronie), a my nie za bardzo wiedzieliśmy o co chodzi. Ale to chyba nie było najważniejsze. 

 
 

Wszystko jest ok!
Jedna rzecz uratowała film. Zapamiętajcie – źli strzelają na czerwono, a dobrzy na niebiesko. Uniwersalna równowaga wszechświata nie została zachwiana!



This is the end
I słowo od krytyka: film przez czterdzieści minut jeszcze jakoś się trzyma, by przerodzić się w serię chybionych pomysłów i kaleczonych dialogów. Na ponad sto minut niestety talentu nie wystarczyło. Dla niezaspokojonych uczuciowo nastolatek to taki futurystyczny , ubogi kuzyn „Twilighta”. A że mutację mieliśmy dość dawno temu to:


0 comments:

Post a Comment

Archiwalia

Powered by Blogger.