Wednesday 7 December 2011






Jeden przyzwoity kawałek i reszta do spania. Albo do puszczania w windzie. Lub w przychodni, gdy czekamy w kolejce na lekarza. Bo "świadomie" słuchać się tego nie da.










KORPORACYJNYM KRWIOPIJCOM MÓWIMY ZDECYDOWANIE NIE!

Bo Amy Winehouse żegnamy kompilacją jej mało udanych kompozycji, ugładzonych do postaci muzycznego tła spotkań żon milionerów na Manhattanie. Tak kończy jedna z najlepiej zapowiadających się artystek ostatnich lat i jedna z większych buntowniczek ostatniego dziesięciolecia muzycznej sceny. Bo wytwórnia miała za mało milionów. Brawo!

Dla nas jest to płyta niesłuchiwalna, nudna, pretensjonalna i jeśli ktoś zachwyca się wrażliwością Winodom i luzem całej płyty, to albo jest głuchy, albo upiornie naiwny.

Całe szczęście, że w tym roku było coś, co może służyć za pieśń pożegnalną i co ma wszystko, co lubimy w Amy W. w ilości większej niż dziesięć takich kompilacji jak "Lioness: Hidden Treasures". I tak możemy się pożegnać:





DO POSŁUCHANIA: 

Tylko to: 02. Between The Cheats

0 comments:

Post a Comment

Archiwalia

Powered by Blogger.