Familijny ziew.
Dla Nicka Nolte?
Happy Family
Happy Madison wzięła się do roboty w tym roku i po paru miesiącach mamy kolejną "sandlerowską" produkcję - tytułowego Zoo-ciecia. Dyrektorzy firmy mogą odetchnąć, bo film już zarobił ponad sto milionów dolarów, a dopiero wchodzi na ekrany kin poza USA. No ale tyle finansów, czasu nie ma za dużo, przejdźmy więc do meritum.
Sorry, Kevin zeżarł trzeciego niedźwiadka |
Film to familijna papka dziejąca się w zoo. Bajeczka w której zwierzęta gadają między sobą po angielsku i starają się przekonać "najlepszego opiekuna" - Kevina Jamesa, do nieopuszczania nowojorskiego zoo, a także pomóc mu w życiu osobistym. Zakochany jest bowiem w pięknej jędzy Leslie Bibb, niezauważając prawdziwej miłości w osobie czarującej Rosario Dawson. Kto jeszcze nie wie jak to się skończy, ten chyba nie widział żadnego filmu z Sandlerem.
Chemia niewątpliwie jest. Kevin łyknął już dwa Lideriny i ma jeszcze cztery w kieszeni. |
Parę plusów
Gwiazdy z pewnością zrobiły swoje (jak S. Stallone czy Cher), by przyciągnąć tłumy do kin, ale żadnej charakterystycznej kreacji nie pamiętamy. Animacja zwierząt jest fajna i można przez parę minut dać się nabrać jej klimatowi. Podobała nam się scena na przyjęciu, gdzie popis fizycznej sprawności zaprezentował Kevin James. Świetna jest też jego wycieczka z gorylem (w wersji oryginalnej najlepszy w tym filmie głos - Nick Nolte) na miasto. I tyle.
Właściwie warto tylko dla tej sceny... |
Zieew...
A reszta jest co najwyżej na średnim poziomie. Szkoda, że od połowy robi się nudno, ale większym grzechem było to, że robi się też sztucznie i sztampowo. A dobrych żartów jak na lekarstwo. Na wypad z rodzinką (muszą być jakieś dzieciaki) w sam raz. Ale żadnej satysfakcji nie daje.
0 comments:
Post a Comment